Zabawa potrzebna na cito

Potrzeba matką wynalazku... Dziś miałam bardzo silną potrzebę zająć czymś głodne i marudne dzieci do czasu, kiedy przygotuję im kolację. Magnesy na lodówce się znudziły. Byłam już bliska postawienia przed nimi dwóch miseczek, w tym po jednej pełnej jakichś suchych ziaren, żeby mogły je przesypywać, ale to skończyłoby się pewnie zbieraniem ich po całej kuchni. Poza tym co, jeśli któraś postanowiłaby zasadzić groszek w nosie itp.? Widziałam już tak pomysłowe dzieci, z reguły na izbach przyjęć... W nosie to i tak pół biedy, gorszy scenariusz obejmuje tchawicę, a niespełna dwulatki, bywają nieobliczalne. Na szczęście, wymyśliłam zabawę, która bardzo się spodobała Hani i Zuzi. Wymaga zaangażowania, koncentracji, a przy okazji ćwiczy precyzję ruchów. Najważniejsze, że zajęła dziewczyny tak skutecznie, że mogłabym spokojnie przygotować dania na bankiet, a nie tylko kolację dla dzieci ;) Oto mój dzisiejszy patent: