Pokazywanie postów oznaczonych etykietą profilaktyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą profilaktyka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 kwietnia 2020

Wszystko na ten temat. COVID 19 medycznie i osobiście

Jest Ci źle. Z dnia na dzień Twoje życie wywróciło się do góry nogami. Mimo to musisz być silny. Musisz wytrwać w sytuacji, jakiej jeszcze kilka miesięcy temu nawet sobie nie wyobrażałeś. Choć życie nagle odebrało Ci tak wiele, musisz świadomie oddać jeszcze więcej. Musisz umieć rezygnować z formy pocieszenia jaką jest zwykły uścisk przyjaciela. Musisz nauczyć się opanować lęk i zwalczać wyparcie. Kontrolować to, z kim oraz w jakich okolicznościach się spotykasz, a nawet czego dotykasz. Planować wszystkie aspekty codziennego życia z wyprzedzeniem, tak aby w czasie jednego wyjścia do sklepu czy na pocztę załatwić jak najwięcej potrzebnych rzeczy. Jeśli jesteś rodzicem, musisz stać się mistrzem logistyki - pracując i zajmując się dziećmi jednocześnie. Do tego, choć sam czujesz się zagrożony - musisz zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. Choć nie chcesz się z nią mierzyć - musisz powiedzieć im prawdę. Wprowadzać je w co chwilę zmieniające się zasady funkcjonowania świata. 
To wszystko wymaga ogromnej siły, hartu ducha i wytrwałości. Musisz znaleźć w sobie te wszystkie cechy - stać się prawdziwym superbohaterem. Dlaczego MUSISZ? Bo to jedyna droga ku temu, żeby nie było jeszcze gorzej. Bo jesteśmy na wojnie i czy tego chcesz czy nie, Ty też masz swoją rolę do odegrania. Być może wydaje Ci się, że to nie dla Ciebie, że dłużej tak nie podołasz. Wiem, że dasz radę. Musisz. Nie jesteś sam, wszyscy jedziemy na tym samym wózku.  

Wszystkie historie o superbohaterach zawierają etap ich kształtowania - bolesny, pełen wyzwań i wyrzeczeń. Kiedy są wycieńczeni i przerażeni, gdy stają się bliscy rezygnacji - pojawia się motywacja. Sytuacja, która sprawia, że zaczynają na nowo widzieć sens swojego poświęcenia. Dziś jesteśmy w o tyle trudniejszej sytuacji, że musimy znaleźć w sobie siłę do dalszej walki zanim pojawi się nowa motywacja. Zanim nasi bliscy zaczną umierać w szpitalach, gdzie nie będzie nam wolno ich odwiedzić, pożegnać.   
Ja mam już tę ścieżkę za sobą, przynajmniej częściowo. Będę bohaterem tej pandemii nie jako lekarz, ale jako osoba prywatna. Jako ktoś, kto nauczył się oddawać wiele, by nie stracić jeszcze więcej. Ten tekst jest jednym z elementów mojej walki, mojego "bohaterskiego catharsis". Jego napisanie było mi potrzebne, czytając go odkryjesz dlaczego. Być może stanie się także ścieżką do Twojej przemiany...   

"Kiedy będzie znowu normalnie..." 

Zaryzykuję stwierdzenie, że w ten sposób zaczyna się ostatnio większość wypowiedzi. Tęsknimy już za swoją codziennością z czasów sprzed pandemii. Tęsknimy tak bardzo, że zaczęliśmy doceniać drobne rzeczy, które odebrała nam "sytuacja epidemiologiczna". Z jaką radością weszliśmy na nowo do parku, do lasu! Jakim świętem stał się jeszcze niedawno zwykły spacer. 
Wielu tęskni tak bardzo, tak bardzo chce usłyszeć, że już niedługo będzie lepiej - że szuka potwierdzenia, że można przywrócić okruchy dawnej normalności - może jedno, dwa spotkania ze znajomymi? Może grill? Przecież to tak niewiele, to nic złego. Na pewno jest jakaś teoria, jakiś "ekspert" cytowany przez media, który to popiera. Są przecież całe kraje... Może powinniśmy tak jak oni, nie zamykać szkół, przedszkoli. Żyć nadal jakoś tak bardziej normalnie? 

NIE umówię się z Tobą na kawę, a jeśli spotkam Cię przypadkiem, NIE uściskam Cię jak zwykle, ani NIE podam Ci ręki. W ten sposób pokazuję Ci, że mi na Tobie zależy. 

Im szybciej pogodzisz się z tym, że to jest teraz nasza nowa normalność - tym lepiej. Być może świat jaki znaliśmy do tej pory jeszcze kiedyś wróci. To całkiem miła myśl... Jeśli tak będzie, to nieprędko.  

Są dwie opcje - albo będziemy utrzymywać zasady dystansu społecznego do czasu wprowadzenia skutecznego leczenia i/lub szczepień ochronnych, a dzięki temu utrzymywać w ryzach liczbę zakażeń jak dotąd albo ulegniemy naszym tęsknotom - im więcej z nas tak zrobi - tym szybciej pogrążymy się w prawdziwym piekle, jakie potrafi zgotować koronawirus, co udowodnił już w niejednym miejscu na Ziemi. Jeśli chcemy, aby można było odblokowywać kolejne sektory gospodarki, musimy utrzymać silne ograniczenia w kontaktach społecznych w życiu osobistym. Znoszenie kolejnych zakazów nie oznacza, że problem został zażegnany, że nie wróci. 

Pewnie słyszałeś już nie raz o współczynniku reprodukcji określanym jako R. To liczba, która w przybliżeniu mówi ile nowych osób zakaża jeden chory. W szczytowym okresie epidemii w Wuhan R wynosiło 2,5 czyli średnio jeden chory zarażał 2,5 kolejnych osób. Wszystkie działania jakie podejmujemy mają na celu sprowadzenie R< 1, ponieważ dopóki przewyższa 1, przybywa coraz więcej i więcej chorych. Jeśli R < 1 - oznacza to, że nowych zachorowań jest coraz mniej w porównaniu do wyjściowej liczby, a epidemia wygasa. 

Współczynnik R zależy od kilku rzeczy i co najważniejsze - jest zmienny w zależności od nich: 

1) Czas, w którym jest się zakaźnym - im dłuższy tym gorzej. W przypadku koronawirusa zakaźnym jest się już na 2 dni przed pojawieniem objawów choroby, przez cały okres ich utrzymywania i czasem jeszcze kilka dni po. Co więcej, można przebyć zakażenie zupełnie bezobjawowo i także zakażać przez co najmniej kilka dni. Będziemy mogli wpłynąć na ten parametr i skrócić czas zakaźności, kiedy wynalezione zostaną skuteczne leki przeciwko koronowirusowi. 

2) Liczba oraz charakter okazji do rozprzestrzeniania choroby - każde spotkanie twarzą w twarz, każde "pogaduchy", każda sytuacja, w której zakażony zakaszle albo kichnie w bliskiej odległości od kogoś innego stwarza ryzyko transmisji. Im dłuższy kontakt tym większe ryzyko. Kontakty w zamkniętej przestrzeni, to większe ryzyko. 
Najważniejsza interwencja, wpływająca na przebieg epidemii to póki co właśnie dystansowanie społeczne - zmniejszenie liczby okazji do rozprzestrzeniania zakażeń. Musimy myśleć o sobie jako o elementach infrastruktury potrzebnej wirusowi do rozprzestrzeniania się. Im mniej spotkań międzyludzkich - tym lepiej dla nas, a gorzej dla koronawirusa. 
Kolejne okazje do zakażenia stwarzają sytuacje, kiedy dotykamy skażonej powierzchni, a następnie swoich ust czy nosa. Największe ryzyko, że natkniemy się na taką powierzchnię jest tam, gdzie dużo dotykających - na klamkach, przyciskach od windy, włączających światło, na terminalach płatniczych, poręczach schodów itp. Powszechne, częste mycie rąk lub ich dezynfekcja to kolejne interwencje zmniejszające okazje do transmisji. Pomocne może być także korzystanie z rękawiczek jednorazowych, ale one mają sens jedynie, jeśli dotykamy w nich tego, co "nie-nasze". W rękawiczkach robimy zakupy, załatwiamy co mamy załatwić w przestrzeni poza domem, gdzie musimy czegoś dotykać. Przedmioty potencjalnie skażone, których nie możemy wyrzucić, takie jak karta płatnicza i klucze - wkładamy do osobnego woreczka/ torebki - odkazimy je w domu. Wychodzimy, następnie ściągamy bezpiecznie rękawiczki, wyrzucamy je do kosza, dezynfekujemy ręce płynem na bazie alkoholu (który nosimy zawsze przy sobie) i mamy "zresetowaną" sytuację. Dopiero teraz możemy wyjąć telefon, złapać swój rower, kierownicę samochodu, a nawet podrapać się po nosie czy poprawić maseczkę - jak mus to mus. Obowiązuje zasada - wszystko co moje dotykam odkażonymi lub umytymi rękami. Dopiero takie działanie pomaga zmniejszyć ilość okazji do zakażenia. 
Wiele krajów, w tym Polska wdrożyły nakaz zakrywania nosa i ust. Nie po to aby chronić noszącego - nawet najlepsza maseczka tego nie zrobi jeśli nie będzie odpowiednio używana, a z tym wiele osób ma problemy. Zakrywanie ust i nosa sprawia, że kropelki z dróg oddechowych potencjalnie zakażonych osób zostają przy tych osobach, mniejsza ich ilość wydostaje się dalej. W makroskali - może to mieć znaczenie dla redukcji R. Dla indywidualnego człowieka - jeśli będziemy dłużej rozmawiać z kimś twarzą w twarz - nie można liczyć na ochronne działanie takiej bariery. Maseczki to za mało. Przyłóż spryskiwacz do kwiatów do swojej i zobacz ile kropelek zatrzyma. PS. Maseczki antysmogowe i przeciwpyłowe z wentylem w ogóle nie zatrzymują tego, co ich użytkownik wydycha.  

3) Podatność na zakażenie ludzi narażonych na nie. Nikt, kto nie przechorował jeszcze COVID 19 nie ma odporności przeciwko koronawirusowi SARS CoV2. To nowy dla ludzkości wirus, a zatem cała ludzkość jest wrażliwa na zakażenie. Na ten czynnik będziemy wpływać za pomocą szczepienia ochronnego. Szczepienia to cudowny wynalazek, ponieważ jeśli obejmiemy nimi odpowiednio dużo osób - w ogóle nie musimy się przejmować pozostałymi elementami. Jeśli R wynosi 2, zaszczepienie co drugiej osoby sprawia, że redukujemy je do 1. Jeśli wynosi 3 - zaszczepienie 2/3 populacji redukuje R do 1. Im więcej osób zaszczepimy, tym bardziej ukręcamy łeb epidemii. Piękne, prawda? Właśnie na tym polega tzw. odporność zbiorowa. 

Mam nadzieję, że już zaczynasz dostrzegać dlaczego utrzymywanie zasad dystansowania społecznego jest tak ważne - to jedyne silne narzędzie do kontroli epidemii jakim póki co dysponujemy. Pewnie chcesz wiedzieć kiedy możemy liczyć na interwencje z punktu 1., czyli leki oraz punktu 3. - szczepienia. Wspominałam już, że nieprędko. Być może myślisz, że przecież jest już leczenie - chlorochina (Arechin). Niestety to lek, który być może łagodzi nieco przebieg choroby, ale nie zabija wirusów, a tym samym nie wpływa długość zakaźności. Pewnie słyszałeś, że pobiera się osocze ozdrowieńców i podaje uzyskane od nich przeciwciała osobom chorym. Albo że jest Remdesivir - "nowy stary" lek przeciwwirusowy, który przynosi obiecujące efekty terapeutyczne. Obie te opcje są na etapie leczenia eksperymentalnego, do tego pierwsza wiąże się ze sporym ryzykiem, w związku z czym zarezerwowana jest dla najciężej chorych. Druga nieco bardziej spełnia kryteria "światełka w tunelu", ale po pierwsze nadal potrzeba czasu i danych, aby ocenić, czy to światełko to nie złudzenie optyczne, czyli mówiąc profesjonalnie - zbadać bilans korzyści do ryzyka, a po drugie - wyprodukowanie zasobów leku dla całej ludzkości trochę potrwa. Poza tym aby skorzystać z tych opcji musi być dla Ciebie miejsce w szpitalu, a jeśli wszyscy nagle zaczną "wracać do normalności" - może ich szybko zabraknąć. Szczepienia ochronne rozwijają się w niespotykanym dotychczas tempie, ale także wymagają dokładnej oceny i badań. Pamiętajmy, że ma to być produkt podany zdrowym ludziom - żeby zacząć go stosować na szeroką skalę, musimy mieć silne dowody na jego bezpieczeństwo. Analiza skuteczności i bezpieczeństwa obecnych kandydatów szczepionek potrwa według prognoz ekspertów około rok. Jeśli okaże się, że bingo - mamy to - znowu trzeba będzie wyprodukować szczepionki w ilości zabezpieczającej miliony, jeśli nie miliardy osób (nie wiadomo jeszcze jak długo utrzymuje się naturalna odporność po przebyciu choroby). Zatem "nieprędko" zmierza bardziej ku określeniu "jeszcze długo zanim".     

Co z krajami, które radzą sobie pomimo, że nie wprowadziły tzw. lock-down? Jasne, powinniśmy czerpać przykład z wielu innych krajów, przede wszystkim w zakresie finansowania sektora opieki zdrowotnej oraz edukacji w zakresie zdrowia publicznego. W ilości lekarzy przypadających na mieszkańców, czy stopniu zautomatyzowania laboratoriów medycznych. Powinniśmy wykonywać równie dużo testów, poszukiwać tak samo aktywnie zakażonych oraz osób z ich kontaktu. Nasz system to skrajnie niedofinansowany, zbiurokratyzowany kolos na glinianych nogach, którego rusztowaniem są trzymani w emocjonalnym szachu medycy łatający grafiki, pracując na kilka etatów, często pomimo przekroczenia wieku emerytalnego. To rusztowanie pęka wraz z każdym lekarzem, pielęgniarką czy ratownikiem medycznym zakażonym SARS CoV2 z powodu niewystarczającego zaopatrzenia w środki ochrony osobistej. A mi pęka serce, kiedy widzę jak w innych krajach za absolutny priorytet uznano ochronę pracowników medycznych oraz ich wsparcie moralne w tym druzgocącym czasie (bądź co bądź, nawet jeśli ma się niewyczerpany zapas respiratorów, ktoś musi je obsługiwać), a u nas - padają oskarżenia. Z bohaterów medycy zamieniani są stopniowo w oprawców, winnych "zarazie". 

Pogodzenie się z aktualną sytuacją dla mnie też nie było wcale łatwe. Od połowy lutego, kiedy wybuchło ognisko we Włoszech spodziewałam się nadchodzących zmian i stopniowo żegnałam dotychczasowe życie. Przytulałam w myślach każde wspomnienie swojej "normalności". Nieraz płakałam. Zajmuję się chorobami zakaźnymi i zagadnieniami z dziedziny epidemiologii zawodowo  od 6 lat. Wiem, że do tej pory pandemie o skali do jakiej zdolny jest koronawirus zmieniały losy ludzkości, że po nich już nigdy nic nie było takie samo i że jeśli to spieprzymy - normalność już nigdy nie wróci. Być może to co piszę wydaje Ci się okrutne. Być może myślisz, że teraz potrzebne są słowa, które otulą Cię niczym ciepła kołderka, a ja serwuję Ci zimny prysznic. Oto dlaczego postanowiłam napisać ten tekst.    

W mikroskali

Kiedy zaczynałam pracę, pewien doświadczony lekarz przekazał mi niezwykle cenną lekcję - jedną z tych, których nie można się nauczyć na studiach ani z żadnej książki. W relacji lekarz pacjent, szczególnie w tych najtrudniejszych przypadkach, stale rozgrywa się trójkąt dramatyczny. Zarówno pacjent jak i lekarz zmieniają w tym układzie role: kata - ofiary - wybawcy. W oczach cierpiącego i wystraszonego pacjenta w chwilach poprawy stajemy się bohaterami, ale gdy tylko cierpienie powraca - jesteśmy postrzegani jako oprawcy. Walczymy dalej, z czasem u pacjenta przychodzi poprawa albo akceptacja, a lekarz widziany jest jako ofiara systemu, z którym musi walczyć w imię dobra pacjenta. Czasem kierunek zmian bywa odwrotny, czasem przeskakujemy kilkukrotnie pomiędzy tymi "rolami". Nie musiałam długo czekać, aby wziąć udział w tym szczególnym teatrze życia. Już pierwsze tygodnie pracy zawodowej przyniosły sytuację, w której w oczach rodzica dziecka z poważną chorobą, w której mogliśmy zaoferować jedynie leczenie objawowe, zmieniałam postać nawet kilka razy dziennie. To było strasznie wyczerpujące emocjonalnie, myślę że dla obu stron. Doświadczenie to nauczyło mnie kolejnej ważnej lekcji - żeby od początku grać w otwarte karty. Wcielenie się w rolę bohatera jest nęcące, szczególnie na początku kariery zawodowej - tyle lat nauki nie poszło na marne - oto potrafimy pomagać! Mamy poczucie misji, endorfiny szaleją, ale co potem? Tylko jeśli już na początku zrzucimy pelerynę i powiemy wprost jak jest - ile faktycznie zależy od nas, ile od pacjenta, a nad czym nie mamy kontroli - oszczędzamy wszystkim późniejszego dodatkowego cierpienia wynikającego z niepewności i rozczarowań. Tylko w ten sposób budujemy wzajemne zaufanie i prawdziwą relację, nie tę "teatralną".         
  

W makroskali

"Trójkąt dramatyczny" rozgrywa się teraz w makroskali. Pacjentem jest całe społeczeństwo. Personel medyczny został  ubrany w peleryny superbohaterów w takim samym odruchu, w jakim desperacja i lęk każą przypisywać nadludzkie możliwości lekarzowi prowadzącemu na początku każdej poważnej choroby. Kiedy mimo starań medyków udręka trwa, a skutki pandemii odciskają swoje piętno na kolejnych obszarach życia - medycy z wybawców stają się w oczach społeczeństwa oprawcami. Oliwy do ognia dolewa retoryka decydentów, którzy zasłaniają luki w wypełnieniu swoich obowiązków. Obarczają odpowiedzialnością tych, których wysyłają na wojnę bez oręża. 
Bez wątpienia podjęte wcześnie metody dystansowania społecznego były bardzo dobrym krokiem. Wszystkie analizy epidemiologiczne na to wskazują. Zyskaliśmy dzięki temu coś niezwykle cennego - coś, czego Włosi czy Hiszpanie nie mieli - czas na przygotowanie do walki, na zbrojenie przed prawdziwą wojną. Mogliśmy czerpać z doświadczeń krajów, które trwały już w piekle epidemii i które na bieżąco dzieliły się swoimi doświadczeniami. Wiadomo było, że placówki medyczne i domy opieki długoterminowej dla osób starszych i przewlekle chorych to miejsca krytyczne, które trzeba zabezpieczyć oraz że zakażenia personelu medycznego to kolosalny problem. Tzw. zasoby ludzkie, to równie kluczowy element w walce z epidemią co respiratory. Przez ostatnich kilka tygodni nie doczekaliśmy się jednak gruntownych zmian w organizacji i zaopatrzeniu placówek medycznych, za to dowiedzieliśmy się w jakiej formie odbędą się [sic!] wybory prezydenckie. 
Problem ten niesie niebezpieczne inklinacje. Poza tym, że dostęp do świadczeń medycznych stał się ograniczony (kolejne placówki są zamykane z powodu zakażeń wśród pacjentów i personelu), pacjenci zaczynają obawiać się kontaktu z lekarzami, coraz częściej unikają niezbędnej pomocy pogotowia ratunkowego, czy leczenia szpitalnego. To sprawia, że ofiar pandemii nie wystarczy już liczyć uwzględniając jedynie kody przypisane do zakażenia koronawirusem. Każda osoba, której śmierci można by zapobiec (niezależnie od jej przyczyny), gdyby tylko uzyskała odpowiednio wcześnie pomoc medyczną - to kolejna ofiara pandemii. Problemów niestety będzie przybywać - wraz z opóźnionymi rozpoznaniami chorób nowotworowych, niezrealizowanymi szczepieniami ochronnymi, utratą kontroli nad chorobami przewlekłymi, nie wspominając o kolosalnym pokłosiu zaburzeń lękowych i depresji. Do tego skutki postępującego kryzysu gospodarczego, czyli tak po ludzku - biedy. 

Karty na stół. Trzeba przerwać emocjonalny rollercoaster, który wykańcza obie strony. Przed nami jeszcze długa droga. Jesteśmy sobie nawzajem w tej drodze potrzebni. 

Już tu byliśmy

Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek jak to jest, że choć pandemie pochłonęły znacznie więcej ofiar niż wojny - półki z literaturą historyczną uginają się od opisów wydarzeń militarnych, a jedynie pojedyncze pozycje opisują przebieg wielkich pandemii? Że pomniki żołnierzy można znaleźć w każdym mieście, a nie stawiano monumentów upamiętniających tych, którzy walczyli z zarazą? Czasy pandemii w dziejach ludzkości to okresy, których nikt nie chce pamiętać. W których ludzie z lęku przed zakażeniem odwracali się od siebie nawzajem do tego stopnia, że nie mogli później patrzeć w lustro. Hiszpanka (1918-1920) zabijała głównie młodych dorosłych. Ich osierocone dzieci umierały czasem z głodu, ponieważ w obawie przed zakażeniem nikt nie odważył się nimi zaopiekować. Myślisz, że w dzisiejszych czasach to niemożliwe, niedopuszczalne? Czy po 100 latach od ostatniej wielkiej pandemii jesteśmy mądrzejsi? Lepsi?
Niestety, krok po kroku powielamy te same błędy, które znane są ludzkości od stuleci. Wpadamy w te same pułapki, które dolewają oliwy do ognia epidemii.

Pułapka nr 1. 

Przekonanie, że skoro nie jest tak źle jak zapowiadali, to znaczy że obawy przed koronawirusem były przesadzone. To, że nie odczuwasz wyraźnie groźby sytuacji świadczy jedynie o skuteczności rygorystycznych zasad dystansowania społecznego narzuconych przez państwo - ot paradoks pandemii. W tej pułapce mieści się także bagatelizowanie problemu koronawirusa poprzez porównywanie liczby jego ofiar z liczbami osób zmarłych z innych przyczyn, t.j. wypadki samochodowe, nowotwory itp. Szczerze powiedziawszy nie wiem jak komukolwiek mogło to przyjść do głowy, ale staje się powielanym argumentem. Za tymi liczbami kryją się ludzkie życia, czyiś rodzice, dziadkowie, bracia i siostry! Jeśli mamy szansę swoim zachowaniem ocalić kolejne osoby - zróbmy to. Jeśli z jakiegoś powodu tysiące ludzkich śmierci nie robią na Tobie wrażenia, potrzebujesz więcej zer na liczniku zgonów - spójrz z jakim tempem tych ofiar przybywa. Jeśli pozwolimy aby licznik przyspieszył - przekonasz się, że to było idiotyczne porównanie. Ale proszę, nie róbmy tego tylko dlatego, że w Twoją analizę danych wkradł się błąd.  

Pułapka nr 2. 

Przeświadczenie, że problem transmisji zakażeń, to nie Twój problem i możesz spotykać się ze znajomymi, żyć jak dotąd. Skoro jesteś zdrowy i czujesz się świetnie - to nie masz z tym nic wspólnego. Twoi znajomi na pewno też nie - są rozsądni, lubisz ich, bo myślą tak jak Ty (wbrew obiegowej opinii badania socjologiczne pokazują, że to podobieństwa a nie różnice są magnesem scalającym relacje międzyludzkie) - zakażenie na pewno ich nie dotknie. Niespodzianka - w ten sam sposób myśleli prawie wszyscy zakażeni. Większość osób, które zachorowały jako pierwsze w swoim "klasterze zakaźnym" czyli w grupie osób zakażonych, które się ze sobą kontaktowały - nie wie jak ani gdzie doszło do infekcji. Najlepsze dane, jakimi aktualnie dysponujemy pokazują, że 40-50% osób przechodzi zakażenie bezobjawowo. Część z nich zapewne nigdy nie dowie się, że była źródłem poważnych problemów dla kogoś innego. Czy ten scenariusz nie brzmi znajomo: U nas w domu wszyscy zdrowi, u koleżanki, z którą plotkowaliśmy w czasie spotkania w parku czy na ławce przed blokiem - też. Zachorowała jej ciocia, do której pojechali tylko złożyć życzenia wielkanocne, bo jest samotna. Wiadomość o chorej cioci przy kolejnym spotkaniu przed blokiem pewnie Cię na chwilę poruszy. Od razu stworzysz scenariusze, w których mogło dojść do zakażenia - pewnie ten wolontariusz, który robi jej zakupy, albo na poczcie gdzie odbiera rentę, a może była gdzieś w przychodni czy w szpitalu, choruje na cukrzycę... nie przyjdzie Ci do głowy, że to Ty byłeś źródłem jej problemów. Bo dokładnie tak działa Twój mózg. Mój też i każdego z nas. Jeśli sobie to uświadomisz, masz szansę skorygować odruchowe sposoby myślenia. 
Jesteśmy teraz jak elementy układanki z domino. Jeśli wyjdziesz z łańcucha - przerwiesz potencjalną transmisję. Bez ciągłości spotkań międzyludzkich pandemia nie przetrwa. 
Problem polega na tym, że nie da się całkowicie "zamrozić" całego świata na dwa tygodnie, część tych spotkań musi się odbywać. Muszą działać placówki opieki zdrowotnej, bo ludzie nadal chorują na inne schorzenia i potrzebują pomocy. Musimy odblokowywać gospodarkę, bo wykończą nas bieda i skutki kryzysu. Żeby móc to zrobić - przywracać niezbędne elementy życia, trzeba wstrzymać się z tymi, bez których da się funkcjonować. Wytrzymaj. Każdy kolejny tydzień to krok do przodu. Pomyśl jak będziesz wspominać ten czas za rok, dwa, pięć... 

Pułapka nr 3.

Stygmatyzacja społeczna osób zakażonych. Myślisz, że osoba zakażona jest winna swojej choroby? A może obecnej sytuacji? Utożsamiasz chorych z wirusem, postrzegasz jako "nosicieli zarazy"? Osoby zakażone czują się coraz bardziej napiętnowane. Jeśli myślisz, że przesadzam - wyobraź sobie, że właśnie otrzymałeś wynik testu na koronawirusa i jest on dodatni - czy będziesz mógł śmiało napisać o tym na lokalnej grupie na FB, poprosić sąsiadów o pomoc przy zakupach itp? Stygmatyzacja to niebezpieczne zjawisko społeczne, które sprawia, że coraz więcej osób ukrywa swoje zakażenie. Nie ma lepszego paliwa dla epidemii niż niewykryte ogniska zakaźne. 
Problem ten ma także większą skalę - globalną. Stygmatyzacja polega także na krzywdzących określeniach łączących wirusa z Chinami oraz z Azją, co prowadzi do aktów nienawiści i rasizmu. Jeśli ktoś w Twoim otoczeniu używa określenia "chiński wirus" - zwróć mu uwagę, że to niewłaściwe sformułowanie. W dziejach każdej pandemii szukano winnych wśród przedstawicieli jakiegoś narodu czy mniejszości. W średniowieczu osoby należące do mniejszości religijnych obwinianych za wybuchy epidemii palono na stosach. Dziś nasze stosy płoną w internecie. Chcemy myśleć o sobie, jako o dzieciach niewyobrażalnego postępu cywilizacyjnego, więc zachowujmy się adekwatnie do tego określenia. Nie podkładajmy ognia.
Pandemie się zdarzają. Tak działają prawa przyrody. Jeśli potrzebujesz wytłumaczenia, nie możesz znieść myśli, że tak jest i już - zamiast szukać teorii spiskowych lub obwiniać inne narody - powiedz sobie, że natura mści się na nas za zniszczenia, jakie wyrządzamy generując tony śmieci i niszcząc naszą planetę. Ten sposób myślenia może przynajmniej przynieść jakieś korzyści. Każdy inny prowadzi do tworzenia nowych problemów.   

Pułapka nr 4.

Lęk przed zakażeniem przenoszony na lęk przed personelem medycznym - problem o którym napisałam powyżej, a który sprawia, że poza chorymi na COVID, coraz częściej umierają osoby, którym moglibyśmy pomóc, gdyby po tę pomoc się zgłosiły. 

Strach jest nam potrzebny do przetrwania, pozwala unikać niebezpieczeństw. Musimy jednak nauczyć się go kontrolować. Jeśli to on przejmie kontrolę nad nami - stracimy zdolność racjonalnego działania. 
Przyznaję - boję się dalszego rozwoju pandemii. Bywały momenty, w których obrazy dotyczące przebiegu "Hiszpanki" spadały na mnie mieszając się z danymi dotyczącymi wtedy jeszcze epidemii koronawirusa w Chinach i we Włoszech. Projekcje przyszłości wywoływały u mnie lęk, który czasem odbierał oddech. Czułam się przytłoczona i porażona. Musiałam znaleźć upust dla tej ogromnej energii, która chciała mnie spętać. Zaczęłam pisać posty na blogu i prowadzić webinary dla pediatrów. W domu stworzyłam ramowy plan dnia, bo wiem że rutyna działa kojąco i na dorosłych i na dzieci. Tworzyłam ze swoimi córkami projekty edukacyjne i plastyczne. Przekuwanie emocji w działania bardzo pomogło. Potrzebowałam czasu, aby poskromić bestię. Teraz wiem, że ona nadal tam jest. Nadal się boję, ale to ja mam kontrolę. Wiem, że jeśli będę mądrze rozgrywać swoją część walki, będzie lepiej.
Ta kontrola jest nam niezbędna, szczególnie w nagłych wypadkach, które nadal mogą się zdarzyć - koronawirus nie wymazał innych problemów z życia. Dzieci nadal chorują na zapalenie ucha, czy zakażenie układu moczowego, łamią sobie ręce i rozbijają głowy - jeśli lęk przed koronawirusem powstrzyma nas przed zasięgnięciem pomocy medycznej - może się to skończyć powikłaniami zagrażającymi ich życiu. Osoby dorosłe nadal doznają zawałów serca, czy zaostrzeń POChP. Musimy umieć ocenić co w danej chwili jest dla nas większym zagrożeniem i działać adekwatnie.    

Uwolnij się  

Jeśli wpadłeś w którąś pułapkę, dałeś się złapać w sidła stałych mechanizmów rządzących pandemią - zobacz jak wygląda teraz życie w północnych Włoszech, w Hiszpanii - niemal każdy stracił kogoś znajomego, kogoś bliskiego. Sięgnij do źródeł historycznych. Przeczytaj jak wyglądały wielkie pandemie - jak przez miesiące, a czasem lata wykańczały społeczeństwa. Zmierz się z rzeczywistością. Ujarzmij lęk. Następnie poluzuj wnyki, które Cię trzymają. Wyjdź na spacer, zaczerpnij powietrza, zadzwoń do przyjaciela. Ciesz się, że możesz z nim porozmawiać, choćby w ten sposób. Pomyśl, że nadejdzie w końcu czas, gdy usiądziecie razem przy kawie. A teraz - nie spieprzmy tego, żebyśmy mogli się spotkać i wspominać jedynie jak ciężko było w izolacji... 





* Przepraszam za długość tego posta, ale jak wszystko, to wszystko.
* Zainteresowanych tematem zasad szerzenia się zakażeń i nie tylko - odsyłam do świetnej książki Adama Kucharskiego "Prawa epidemii". 

   

wtorek, 10 marca 2020

Koronawirus - jak żyć?

Z dnia na dzień w Europie rośnie liczba osób zakażonych "nowym koronawirusem" SARS CoV2. Dyrektor generalny WHO przyznał, że ryzyko pandemii jest już bardzo duże ale i będzie to pierwsza pandemia, którą da się kontrolować. Doświadczenia chińskie pokazują, że przy odpowiedniej determinacji oraz tempie działań - jesteśmy w stanie spowolnić i ograniczyć zasięg epidemii. Zdecydowana większość zakażeń przebiega z objawami chorobowymi, a wśród nich - dominuje podwyższona temperatura ciała. W Chinach, gdzie udało się znacznie zmniejszyć liczbę zachorowań i mimo ogromnych rozmiarów epidemii - opanować sytuację, kluczem do sukcesu okazało się bardzo restrykcyjne przestrzeganie zasad kwarantanny, izolacji oraz monitorowanie temperatury ciała na każdym kroku. Zamknięto wszelkie miejsca spotkań międzyludzkich, a w miejscach do których od czasu do czasu trzeba się udać, t.j. sklepy czy poradnie - na wejściu mierzona jest temperatura ciała. Osoby z choćby stanem podgorączkowym odsyłane są do wyznaczonych placówek, gdzie wykonuje się badania diagnostyczne i podejmuje odpowiednie kroki - hospitalizacja/kwarantanna domowa. Ściśle przestrzega się także zasad dezynfekcji powierzchni oraz higieny rąk.

Polska znajduje się dopiero u progu epidemii. Zapewne w najbliższych dniach będziemy świadkami efektu kuli śnieżnej, a liczba osób chorych i poddanych kwarantannie będzie się zwiększać tak jak w innych krajach europejskich. 
Większość czytelników tego bloga to młodzi, aktywni ludzie, osoby świadome zasad zdrowego stylu życia. Dla większości z nas zakażenie koronawirusem nie stanowi wielkiego zagrożenia - ponad 80% osób przechodzi infekcję łagodnie, z objawami grypopodobnymi. Mamy niewiele danych dotyczących zakażeń u dzieci, ale wygląda na to, że przechodzą je najłagodniej. Nie znaczy to jednak, że nie ulegają zakażeniu, wręcz przeciwnie, ponieważ poznają świat wszystkimi zmysłami, dotykają wszystkiego co się da, a ich ręce często wędrują do buzi - zakażają się nawet częściej niż pozostali i stanowią istotne źródło zakażeń dla innych, w tym przede wszystkim swoich dziadków. To osoby starsze oraz przewlekle chore są narażone na najcięższy przebieg zakażenia, często wymagają podawania tlenu a niejednokrotnie sztucznej wentylacji za pomocą respiratora.  


Staram się być optymistką i wiem, że w szczególnych sytuacjach nasz naród potrafi się zjednoczyć i wykazać piękną postawą. Niemniej przypomina mi się pewna nieprzyjemna scena z jednego z dyżurów: Jest godzina 23. Na oddziale i przynależnej izbie przyjęć są dwie pielęgniarki i ja (to moja 15. godzina pracy, jeszcze 9-10 do końca zmiany). Dopiero co przyjęłam 8-miesięczne niemowlę z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, szykujemy je do punkcji lędźwiowej, jednocześnie staramy się trzymać rękę na pulsie i doglądać innego bardzo chorego dziecka z zapaleniem mózgu i zaburzeniami świadomości. Do izby przyjęć zgłaszają się kolejni pacjenci - robię szybkie rozeznanie. Ośmiolatek z wysypką, nie ma żadnych niepokojących objawów, nie wymaga natychmiastowej pomocy, więc przepraszam rodziców i proszę ich o cierpliwość - wrócę do nich kiedy skończę zajmować się wymagającymi pilnych interwencji pacjentami na oddziale. Słyszę w odpowiedzi: "Nie obchodzi mnie kim się tam pani zajmuje, moje dziecko jest chore tu i teraz i ma być zbadane".  Zapewne było to impulsywne, nieprzemyślane stwierdzenie. Ale nie był to jedyny raz kiedy przez pacjentów, szczególnie w sytuacji stresu przemawiała postawa "należymisizmu". Obawiam się, że  właśnie "należymisizm" przesłoni poczucie odpowiedzialności społecznej i będzie bardzo dużą przeszkodą w podjęciu niezbędnych wyrzeczeń. Dlatego chcę zwrócić uwagę na pewien bardzo ważny fakt. 
Nawet jeżeli koronawirus nie jest bezpośrednio dla Ciebie istotnym zagrożeniem - jesteś młody, w pełni sił, wysportowany, odżywiasz się w zbilansowany sposób, unikasz przetworzonych produktów, jesz pięć posiłków dziennie i wypijasz 2 litry wody na dobę - to także twój problem. Dlaczego? Wystarczy drobnostka - pech, taki jak ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, czy wypadek komunikacyjny i może się okazać, że nie będzie dla Ciebie miejsca w szpitalu, że nie da się przeprowadzić operacji, ponieważ wszystkie respiratory są zajęte przez ciężko chorych pacjentów z COVID 19. Albo nie ma już maseczek chirurgicznych i lekarze nie mają jak pracować na sali operacyjnej. Epidemia koronawirusa nie wymazuje wszystkich dotychczasowych problemów medycznych z jakimi do tej pory się borykaliśmy. Nasz system opieki zdrowotnej jest od lat niedofinansowany. Brakuje personelu medycznego. Brytyjczycy zapowiedzieli, że w związku z epidemią, przywrócą do pracy emerytów. U nas niemal wszyscy emerytowani lekarze i pielęgniarki pracują, nadal dyżurują łatając system. Zakażenia wśród personelu medycznego wywołane m.in. niedostatkami w zakresie środków ochrony osobistej dodatkowo pogrążą sytuację. Nie stać nas jako społeczeństwa na epidemię na skalę włoską.    
Obraz Brian Merrill z Pixabay 

Od około 30 lat korzystamy z przywilejów wolności oraz demokracji. Być może zapędziliśmy się już w konsumpcjonizmie oraz egocentryzmie i zapominamy, że prawa każdego człowieka ograniczone są prawami innych ludzi, a "władza" nie jest już naszym wrogiem - jej rolą jest nasza ochrona. Każdy z nas, zamiast drwić i pielęgnować jak nam się zdaje niezbywalne prawa do swobodnego życia - powinien naprawdę przemyśleć jak zmienić swoje nawyki w tym wyjątkowym czasie. 

Podstawowe zasady profilaktyki opisano tutaj

Ponadto przemyśl jakie elementy życia codziennego są dla Ciebie tak istotne, że nie jesteś w stanie żyć bez nich przez najbliższych kilka tygodni (W UK i Niemczech prognozy mówią o 3 miesiącach trwania epidemii). 

- Zrezygnuj z wyjść na imprezy, do kin, teatrów, na sale zabaw i we wszelkie inne miejsca skupiające większe grupy ludzi. Zastąp je aktywnością na otwartym powietrzu i kameralnymi spotkaniami z bliskimi w domu (oczywiście o ile są zdrowi).
- Jeśli możesz - unikaj środków transportu zbiorowego. Przesiądź się na rower. Jeśli nie ma innego wyjścia - korzystaj z komunikacji miejskiej, ale przemyśl dobrze każdą podróż - każdy przejazd którego uda Ci się uniknąć, to o jedno potencjalne spotkanie z osobą chorą mniej. 
- Rób zakupy poza godzinami szczytu lub korzystaj z zakupów internetowych. Jeśli w twoim otoczeniu są osoby starsze lub przewlekle chore - pomóż im, aby nie musiały wychodzić z domu. 
- Odłóż planowane na najbliższy czas podróże, szczególnie w rejony o większej liczbie zachorowań.
- Postaraj się tymczasowo zastąpić osobiste uczestniczenie w ceremoniach religijnych i kulturalnych śledzeniem ich za pomocą mediów. 
- Jeśli Twoje dzieci są chore - zostań z nimi w domu. Nie pozwalaj w tym czasie na kontakt z osobami starszymi ani przewlekle chorymi.
- Jeśli jesteś chory - zostań w domu. Jeśli podejrzewasz u siebie lub swoich bliskich COVID-19 zastosuj się do porad zamieszczonych TUTAJ
- Ogranicz wizyty w placówkach opieki zdrowotnej i aptekach do absolutnego minimum.

Być może wydaje się to Wam zbyt rygorystyczne albo zbyt wczesne. Może tak jak wiele osób liczycie, że wraz z nadejściem ciepłej pogody problem "sam się rozwiąże". Wszyscy eksperci przestrzegają jednak przed taką postawą - nie znamy jeszcze wystarczająco nowego koronawirusa, nie wiemy jak się zachowa. Nie możemy czekać biernie polegając na teoretycznych, niepotwierdzonych przesłankach. Wirus pokazał już, że potrafi szerzyć się w temperaturach typowych dla naszej wiosny. Być może jego aktywność nieco spadnie, może będzie krócej żył poza organizmem człowieka. BYĆ MOŻE. A co jeśli tak nie będzie? Nie dajmy się zaskoczyć. Bądźmy przygotowani i solidarni. Im bardziej się postaramy, im więcej odmówimy sobie teraz - tym szybciej będziemy mogli wrócić do beztroskiego życia.     

środa, 4 marca 2020

Czy zginiemy z braku maseczek? Jak chronić się przed koronawirusem.


Pierwszy przypadek zakażenia SARS CoV2, czyli tzw. "nowym koronawirusem" w Polsce okazał się czynnikiem spustowym dla ogólnej paniki. Wśród milionów pytań, w zaniepokojonych głowach pojawia się i wraca jak bumerang - czy zginiemy, bo nie zdążyliśmy kupić maseczek? Czy płacić kosmiczne ceny i jednak kupić ostatnie, które zostały na półkach? Jak chronić siebie i bliskich?

Najważniejsze zasady w profilaktyce koronawirusa: 


  1. Izolacja osób chorych - jeśli masz gorączkę, kaszel lub inne objawy, a w ciągu minionych 14 dni wróciłeś z Azji, Włoch, Niemiec, Francji, Hiszpanii, bądź innego obszaru w którym występują liczne zakażenia (sytuacja zmienia się dynamicznie, aktualne dane epidemiologiczne znajdują się na stronie: https://www.worldometers.info/coronavirus/ lub na stronie GIS) lub miałej kontakt z kimś podejrzanym o COVID-19 - zostań w domu i zadzwoń do Sanepidu lub na oddział zakaźny! Pełna instrukcja postępowania w takich przypadkach znajduje się TUTAJ. Do opisanych w tym poście zasad dodam - jeśli Twoje dziecko ma objawy infekcji po powrocie z rejonów endemicznych lub po kontakcie z kimś podejrzanym o COVID-19 - NIE ZOSTAWIAJ GO POD OPIEKA BABCI/DZIADKA. SARS CoV2 jest dużo bardziej niebezpieczny dla osób starszych niż dla dzieci i młodych. Ryzyko ciężkiego przebiegu, konieczności hospitalizacji, intensywnej terapii i zgonu rośnie z wiekiem.  
  2. Dystans - unikanie skupisk ludzkich na ile to możliwe; jeśli widzisz, że ktoś w Twoim otoczeniu kaszle, staraj się utrzymywać min. 1 m. dystansu. 
  3. Higiena rąk: 
Myj ręce wodą z mydłem zawsze kiedy:

  • są w widoczny sposób zabrudzone, 
  • przed, w trakcie i po przygotowaniu posiłku, 
  • przed jedzeniem, 
  • po powrocie do domu, 
  • po skorzystaniu z toalety, 
  • po kontakcie ze zwierzętami,
  • po oczyszczeniu nosa
  • jeśli nosisz maseczkę - zawsze po jej dotknięciu i zdjęciu
Badania nad profilaktyką grypy pokazały, że osoby, które myły ręce przynajmniej 5-6 razy dziennie chorowały rzadziej niż te, które tego nie robiły. Liczy się nie tylko ilość ale i jakość!
Jak myć ręce:
  •  zwilż ręce wodą
  •  namydlaj je przez min. 10s - pamiętaj o wszystkich powierzchniach
  • spłukuj bieżącą wodą przez kolejne min. 10 s
Jeśli chcesz mieć pewność, że myjesz ręce odpowiednio długo - śpiewaj sobie sto lat w trakcie tej czynności. Na pewno jest to nawyk, który przysłuży się przedłużeniu Twojego życia. 

Źródło: gis.gov.pl

Jeśli jesteś poza domem:
Największe skupiska wirusów (nie tylko koronawirusów, ale i np. grypy) znajdują się na najczęściej dotykanych powierzchniach: klamki, terminale płatnicze, przyciski windy, uchwyty w autobusach i tramwajach itp.
  • Chusteczki nawilżane NIE są wystarczającym środkiem do pozbycia się wirusów (zarówno koronawirusa, jak innych, np. grypy)
  • Myj ręce zawsze kiedy to możliwe, drzwi do publicznych toalet staraj się otwierać łokciem.
  • Jeśli nie masz możliwości umycia rąk, stosuj środek dezynfekcyjny na bazie alkoholu. 

        4. Utrzymuj paznokcie krótko obcięte i czyste.

        5. Nie jedz niczego poza domem, póki nie masz możliwości dokładnego umycia rąk zaraz przed posiłkiem, nawet przekąski dla maluchów muszą poczekać!

        6. Nie dotykaj okolicy twarzy, szczególnie oczu, nosa, ust.
Jest to nawyk, z którym trzeba nauczyć się walczyć. Co nam w tym pomoże: wzajemne upominanie się przyjaciół i rodziny.

  • Za każdym razem kiedy widzisz, że ręka kogoś bliskiego wędruje w kierunku twarzy krzyknij "BUŹKA!" - niech to hasło będzie dla nas ostrzeżeniem. 
  • Noś upięte włosy, żeby nie mieć potrzeby odgarniania ich z twarzy, szczególnie poza domem.



Gdzie miejsce na maseczki?

Maseczka jest w naszym wyobrażeniu podobna do tarczy, która uchroni nas przed zakażeniem. Taka mechaniczna bariera daje poczucie bezpieczeństwa - żaden wirus nie wciśnie mi się do nosa czy ust, bo są zasłonięte. Niestety w rzeczywistości to poczucie bezpieczeństwa jest bardzo złudne i może obrócić się przeciwko nam. Dlaczego?
Skuteczność noszenia maseczek w przestrzeni publicznej przez osoby zdrowe wcale nie została udowodniona. Niektórzy eksperci postulują wręcz, że mogą one nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. Jak to możliwe? Aby maseczka była skuteczna, musi być przede wszystkim prawidłowo stosowana, a to wcale nie takie proste jak się wydaje. Mając maseczkę, czujemy się zbyt bezpiecznie i zapominamy o innych, ważniejszych zasadach przedstawionych powyżej. Poza tym wystarczy odruchowo wsunąć palec pod maseczkę, żeby podrapać się po spoconym nosie - a uwierzcie mi, po kilku godzinach noszenie maseczki zgodnie z zasadami: ściśle przylegającej do twarzy - naprawdę jest uciążliwe. Wówczas zamiast chronić nas przed wniknięciem wirusów, zgarniamy wszystko co zebrało się na jej powierzchni i wprowadzamy prosto do wrót naszego układu oddechowego. Brak szczelności maseczki niweluje jej działanie - jeśli nie przylega ściśle do twarzy zakrywając nos i usta - nie ma sensu jej nosić. Jeśli ktoś na nas nakaszle, napluje itp. powinniśmy natychmiast zmienić maseczkę, umyć ręce i założyć nową. Kolejny "krytyczny moment" to właśnie zdejmowanie maseczki - robimy to jedynie odwiązując sznureczki z tyłu głowy lub chwytając od tyłu za gumki za uszami. nigdy nie wolno dotykać przedniej powierzchni noszonej maseczki. Po zdjęciu maseczki należy wyrzucić ją do zamkniętego kosza naśmieci i umyć ręce j.w.
Czytając o zasadach noszenia maseczki może Wam się wydawać, że przesadzam, ale uwierzcie, że każdy profesjonalista, który musi pracować w maseczce musi naprawdę nauczyć się samokontroli, żeby spełnić wszystkie wymienione zasady.
Ponieważ wcale nie wiadomo czy noszenie maseczek ma działanie ochronne i tak łatwo zrobić coś nie tak - ich stosowanie przez zdrowe osoby poza kilkoma wyjątkowymi sytuacjami nie jest zalecane.


Kiedy i jakie maseczki stosować:  


  • Maseczki chirurgiczne, jednorazowe powinny być stosowane przez osoby chore oraz osoby, które się nimi opiekują. Badania nad grypą wykazały, że jeśli osoba z objawami grypy oraz domownicy zaczną od razu stosować maseczki i będą je często zmieniać - będzie to chronić z dosyć dużą skutecznością przed zakażeniem. Ale! Warunkiem jest równoległe stosowanie zasad higieny rąk j.w. Samo stosowanie maseczek - bez higieny rąk nie ma działania ochronnego.  
  • Maseczki jednorazowe z filtrami (N95) powinien stosować personel medyczny, szczególnie w trakcie bezpośredniej opieki nad pacjentem zakażonym oraz w czasie wszystkich procedur inwazyjnych. Stanowisko różnych organizacji dotyczące maseczek przeznaczonych do "zwykłego kontaktu" personelu med. z pacjentem jest podzielone. jedni twierdzą, że wystarczą zwykłe maseczki chirurgiczne, inni - że także wymagany jest filtr. Na pewno ochrona personelu medycznego, którego zasoby w Polsce są i tak bardzo szczupłe powinna być absolutnie priorytetowa. Potrzebujemy chronić ludzi, którzy mają chronić nas. 
  • Maseczki papierowe i bawełniane - są kompletnie bez sensu i w ogóle nie należy ich używać. 
  • Maseczki wielorazowe, np. antysmogowe - w mojej opinii i opinii wielu ekspertów także, ponieważ trudno wyobrazić sobie bezpieczną dezynfekcję takiej maseczki po powrocie do domu. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak trudne jest obchodzenie się z potencjalnie skażonym sprzętem tak, aby nie dotknąć skażonej powierzchni i aby było to dla nas bezpieczne. Być może jest jakaś metoda aby noszenie wielorazowych maseczek z filtrami było bezpieczne, z wykorzystaniem 2 par kolejno ściąganych rękawiczek itp. ale odradzam takie kombinowanie. Jeśli musisz skontaktować się z kimś chorym 9tzn. być z nim min. 15 min w jednym pomieszczeniu, w odległości bliższej niż 2m) - stosuj maseczki jednorazowe i nie ryzykuj. Jeśli nie ma takiej konieczności - unikaj kontaktów z chorymi z COVID-19.      

Zainteresowanych tematem wyczerpujących się zasobów maseczek oraz innych środków ochrony osobistej odsyłam do komunikatu Dyrektora generalnego WHO z 03.03.2020 r., w którym odniósł się m.in. do tego tematu.
 

poniedziałek, 2 marca 2020

Koronawirus ukryty

Czy jesteśmy ofiarami spisku?

Wokół pełno głosów, że skoro zakażenia koronawirusem wykryto już w niemal wszystkich krajach Europy, w tym u większości naszych sąsiadów, to na pewno u nas też, ale jest to ukrywane.
Ukrywanie zakażenia to absurd, który nie leży w niczyim interesie. Szybka identyfikacja przypadków zakażenia, ich izolacja oraz zidentyfikowanie i kwarantanna osób, z którymi kontaktował się zakażony w ciągu minionych 14 dni, to póki co jedyna metoda dająca nadzieję na spowolnienie postępu epidemii. Sytuacja epidemiologiczna rozwija się bardzo dynamicznie, ale na obecnym etapie chyba nikt nie łudzi się już, że SARS CoV2, czyli "nowy koronawirus" ominie Polskę. Dlaczego zatem nadal nie mamy żadnego przypadku? Dużo zależy od strategii podjętej przez dany kraj - w jednych poszukiwanie osób, które mogły ulec zakażeniu, np. wśród podróżnych jest bardziej aktywne, wówczas wykrywa się wiele przypadków, w tym znaczną część u osób, które przechodzą zakażenie łagodnie i pewnie same nie pomyślałyby raczej o tym, że mogą mieć COVID 19. W innych (tak jak w Polsce) - czeka się na zgłoszenia ze strony objawowych pacjentów po powrocie z rejonów endemicznych. Wówczas wiele zależy m.in. od świadomości społecznej.

Kiedy zacząć i jak chronić się przed koronawirusem?

Potwierdzenie pierwszego przypadku COVID-19 w Polsce to kwestia czasu, pewnie niedługiego. Czy ten pierwszy przypadek zmieni tak wiele w naszej świadomości? Patrząc na mapę świata i Europy - osobiście nie czekam na pierwszego pacjenta w Polskim szpitalu. W zasadzie od czasu rozpoczęcia sezonu grypowego, jak co roku staram się unikać niepotrzebnych wyjść w zatłoczone miejsca (tak, ominęły mnie wyprzedaże w centrach handlowych, na szczęście mamy możliwość zakupów internetowych) i jeszcze bardziej niż zwykle dbać o higienę rąk. Mycie rąk, to pierwsza czynność jaką wykonujemy po powrocie do domu, a także przed każdym posiłkiem, zawsze po korzystaniu z toalety czy zmienianiu pieluszki synkowi, po czyszczeniu nosa, kiedy tylko są widocznie zabrudzone oraz po kontakcie z surowym mięsem, jajami itp. Myjemy ręce także poza domem - kiedy to możliwe, np. przed posiłkiem w restauracji, po zabawie na placu zabaw jeśli w pobliżu są toalety itp. Myjemy owoce i warzywa przed jedzeniem. Staramy się unikać dotykania okolic twarzy - robimy to odruchowo, ale kiedy pilnujemy się nawzajem - mamy szansę choć trochę zapanować nad tym odruchem. Nasze paznokcie są krótko obcięte (choć uważam wiele form tipsów za estetyczne - nie mogłabym ich nosić, bo wiem że w świecie mikro - estetyka to nie to samo co higiena) i utrzymywane w czystości. Teraz te działania mają kolejne ważne uzasadnienie. Tak jak dbanie o zbilansowaną dietę, zdrowy (odpowiednio długi) sen oraz ruch na świeżym powietrzu.

Chcę podzielić się z Wami jeszcze jedną refleksją. Uważam wszelkie insynuacje o "ukrywaniu koronawirusa" przedstawiane w sposób publiczny przez osoby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo za działanie skandaliczne i szczyt egoizmu! Istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że za kilka tygodni będziemy musieli podjąć konkretne działania ochronne, nieco bardziej rozbudowane niż te, które przed chwilą wymieniłam. Wówczas potrzebne będą nam do tego autorytety -  decydenci, eksperci zdrowia publicznego, lekarze, epidemiolodzy. Będziemy musieli słuchać tego, co mają do powiedzenia i stosować się do ich porad. Burzenie zaufania społecznego wobec nich u progu zagrożenia epidemiologicznego dla rozgrywek politycznych  -w moich oczach dyskwalifikuje takie osoby z życia publicznego. 

sobota, 7 kwietnia 2018

Toksoplazmoza wrodzona – jak uniknąć problemu


(Rozgrzeszamy koty, przynajmniej częściowo)

Toxoplasma gondii to mikroskopijny pierwotniak. W krajach rozwiniętych, o umiarkowanym klimacie, t.j. w Polska – do zakażenia dochodzi u 10-50% społeczeństwa. W krajach rozwijających się, o gorszych warunkach sanitarnych – u ponad 80% mieszkańców. Zdecydowana większość osób przechodzi zakażenie bezobjawowo. Kiedy dojdzie do niego w ciąży - u ciężarnej także nie występują żadne objawy choroby, ale pierwotniaki mogą przeniknąć do płodu i spowodować szereg wad. W przebiegu toksoplazmozy wrodzonej najczęściej uszkodzeniu ulegają narząd wzroku oraz ośrodkowy układ nerwowy.

Obecnie toksoplazmoza wrodzona to jedno z naczęstszych (obok cytomegalii) zakażeń odpowiedzialnych za wady wrodzone u dzieci. Większość osób kojarzy chorobę z kotami. Tak też było w przypadku wielu kobiet, które uległy zakażeniu w czasie ciąży.
- „Unikałam kotów, oddałam nawet swojego do rodziców, nie głaskałam przez całą ciążę, jak to się mogło stać, że moje dziecko jest chore?”  - zapytała mnie niedawno jedna z pacjentek. Niestety choroba tak bardzo wiązana jest z kotami, że zapomina się o innych – bardziej istotnych drogach zakażenia. Mam nadzieję, że ten tekst pomoże zrozumieć historię naturalną zakażeń i pozwoli uchronić kolejne dzieci przed toksoplazmozą wrodzoną.