środa, 25 czerwca 2014

Sposób na niejadka

Jak wychować wszystkożercę ;)

Źródło
Bardzo często, w rozmowach z rodzicami małych pacjentów, ze znajomymi i znajomymi znajomych, sugeruję modyfikację diety. Niemal zawsze słyszę: "ryby? kasze? obiady warzywne? Moje dziecko nie będzie tego jeść, nie lubi". Za każdym razem to samo zdanie, które powtarzają zarówno rodzice dzieci z niedoborem masy ciała, jak i tych otyłych. Jak klątwa. Samo w sobie pokazuje często sedno problemu... Po pierwsze trzeba zmienić nastawienie. No i nie wypowiadać tej jednoznacznej sentencji przy dziecku. Bystre maluchy szybko utwierdzają się w przekonaniu: No pewnie, że nie będę, mama ma rację, co ta kobieta sobie myśli! Zamiast tego dostanę jak zawsze pyszne ziemniaczki z sosem i koltecika...

Moje córeczki niedawno pierwszy raz zostały na kilka dni u dziadków bez nas. Kiedy dzwoniłam zapytać co słychać do swojej mamy, pierwsze co słyszałam, to rozpływanie się w zachwytach na temat tego jak wnusie cudownie wszystko zjadają. Jak to osiągnąć?


Zadbaj o urozmaiconą dietę od samego początku

Tak naprawdę uczenie dziecka smaków rozpoczyna się jeszcze w brzuchu mamy, ale o tym już było. Skupmy się na rozszerzaniu diety u malucha już "na zewnątrz". Większość produktów spożywczych - owoców, warzyw, kasz, gatunków ryżu, ryb itp. dziecko powinno poznać możliwie wcześnie. Wraz z odkrywaniem "swojego ja" malec próbuje decydować o czym tylko się da. A jeśli się nie da, zawsze można buntować się wobec tego, o czym chcą decydować rodzice. To już zawsze jakieś wyrażenie swojej opinii... Nasze możliwości urozmaicania diety stają się bardzo ograniczone. Z uśmiechniętego malucha zafascynowanego każdą nową rzeczą w diecie, 1,5- czy 2-letnie dziecko staje się zadziorą, która stawia na swoim i mówi "nie", bo może i umie! ;) Ogólna zasada brzmi zatem: im więcej pokażemy nowych smaków w okresie niemowlęcym, tym lepiej!

Stwórz możliwość decydowania

W tym późniejszym - trudniejszym okresie małego buntownika warto stworzyć dziecku "pozory" decyzyjności. Pozwól wybrać - marchewka, czy brokuł do obiadu. jabłko, czy gruszka na deser. Małe dzieci uwielbiają czuć się na tyle ważne i dorosłe, że mogą same decydować o tym, co chcą zjeść. Rodzic natomiast sprytnie zamienia pytanie "czy zjesz?", na "co zjesz?", a tu nie ma miejsca na odpowiedź "nie". Polityka moi drodzy, przy prowadzeniu rozmów i negocjacji z małymi dziećmi, trzeba być dobrym strategiem!:)

*Małe dzieci lubią proste decyzje - ograniczaj propozycje do dwóch rzeczy.Przy większej ilości mogą się denerwować, bo wybór staje się trudny.

Nie poddawaj się zbyt szybko

To chyba jeden z najczęstszych błędów rodziców. Jeśli coś nie posmakowało ich dziecku, odpuszczają. Plucie na wszystkie strony i teatralne kwaszenie się oraz spojrzenie pełne pogardy dla nowego dania może zniechęcić do podejmowania kolejnych prób. Rodzice stwierdzają - spróbowaliśmy, ale nie będziemy przecież "męczyć" dziecka po raz kolejny, ewidentnie mu to nie smakuje! Tylko czy na pewno? Pamiętajcie, że maluch reaguje odruchowym strachem na to, co nieznane. To ewolucyjnie wypracowany mechanizm obronny, pochodzący z czasów "łowiecko-zbierackich". Organizm uznaje rzeczy słodkie za dobre, kwaśne za niedojrzałe, ale nadające się do zjedzenia, a pozostałe smaki łączy z trucizną. Dopiero kiedy zaufana osoba, (szczególnie przypisana do roli karmienia matka) pokaże dziecku, że dany posiłek nie jest trujący, że nie boli po nim brzuszek, nie dzieje się nic złego, jest szansa, że dziecko przełamie odruchową reakcję i przekona się do nowości. Jedna próba nie wystarczy, by wyłączyć mechanizm utrwalony przez wieki ewolucji. Jeśli szpinak został przyjęty z pogardą, spróbuj jeszcze raz. Przy kolejnej próbie, połącz go z czymś, co maluch uwielbia i co kojarzy się dobrze, np. z duszonymi gruszkami (zaskakująco dobre połączenie!). Rozszerzając dietę swoich córeczek, z niektórymi produktami próbowałam co najmniej kilka razy. Opłaciło się!

 Nie etykietuj

Często rodzice przypisują dzieciom swoje własne upodobania kulinarne. Sama się na tym łapię. Kiedy dodam do zupy za dużo selera, za którym nie przepadam, odruchowo boję się, że nie będzie smakować dziewczynkom. Na szczęście kilka razy przekonały mnie już o tym, że nie są moją kopią. Wprowadzajcie do diety dzieci nawet te produkty, których sami nie lubicie! Ułatwi im to życie, a napewno urozmaici wachlarz potraw ;)

POZWÓL DZIECKU ZGŁODNIEĆ! 

Nie! dla podjadania pomiędzy posiłkami.

Wyznacz stałe pory posiłków.  

Kolejne częste zjawisko wśród rodziców niejadków to karmienie dziecka czym się da i kiedy się da. Przecież serce się raduje, kiedy tylko nasze wątłe dziecię zechce coś podziubać! Powstaje błędne koło. Malec nie je głównych posiłków, więc dostaje co chwilę przekąski, żeby "coś chociaż miał w brzuszku". W efekcie nie najada się porządnie, ale też nie udaje mu się zgłodnieć na tyle, żeby zjeść kolejny porządny posiłek. Poza tym uczy się, że nie musi jeść kaszy, warzyw itd. skoro zaraz dostanie słodkie owoce, bułki, czy inne smaczne przekąski. Opiekunom niejadków trudno zdobyć się na odwagę, żeby "przegłodzić" dziecko. Ale uwierzcie mi, to naprawdę działa. Każde dziecko miewa okresy wybrzydzania i marudzenia nad talerzem. To naturalne, sami czasem mamy przecież większy apetyt, a czasem po prostu nie jesteśmy głodni i tyle. dziecku, które nie zje obiadu, naprawdę nic się nie stanie, jeśli będzie musiało poczekać do podwieczorku.

Zdarzały nam się prawie nietknięte śniadania, za to obiady potem wpałaszowane prawie z talerzem ;) Bywają nawet kilkudniowe okresy jedzenia w ilościach raczej symbolicznych... Zawsze jednak trzymaliśmy się stałych pór posiłków i zasady "zero podjadania pomiędzy". To naprawdę działa. Dziewczyny nadrabiały bardzo szybko "post".
Może zabrzmi to radykalnie, ale powtarzam często rodzicom:
Zdrowe, prawidłowo rozwijające dziecko się nie zagłodzi. Złota zasada brzmi: Ty decydujesz o tym co dziecko ma zjeść,  a dziecko decyduje ile zje.
* Soczki traktuję tak samo jak przekąski!

Jedzenie powinno kojarzyć się z przyjemnością

Które posiłki smakują Ci bardziej? Pochłonięte w biegu, pod presją czasu, czy te którymi możesz się delektować? Jak sądzisz, czy odmierzanie czasu, poganianie i groźby poprawią apetyt u Twojego dziecka? No właśnie... Jedzenie ma być przyjemnością!
Wiem ile czasem kosztuje zachowanie spokoju i cierpliwości. Hania i Zuzia potrafią być bardzo pomysłowe w trakcie jedzenia - wymieniają się talerzami, próbują niezdarnie karmić siebie nawzajem, sprawdzają czyj kawałek jedzenia szybciej spadnie na podłogę albo która potrafi dalej pluć. Trzeba oczywiście uczyć dzieci odpowiedniego zachowania przy stole, ale stopniowo - w formie zabawy, wyzwań i pochwał za stosowanie się do zasad. Nauczyłam się już także, że wszelkie wybryki, które przysparzają mnóstwo frajdy dzieciom i jeszcze więcej sprzątania rodzicom, najlepiej ignorować. Skupianie się na nich i ciągłe powtarzanie "NIE", prowadzi z reguły tylko do eskalacji zjawiska. Jeśli dziecko zauważy, że nikt inny nie bieze udziału w jego zabawie i na nikim nie robi to wrażenia, szybciej o niej zapomni.
Podsumowując, pora posiłków nie może kojarzyć się z wściekłą matką, miotającą gromami.

Jest wiele sposobów na to, by dodatkowo uprzyjemnić dziecku posiłki, np. zabawna forma podania potraw. Pomysły można mnożyć. Wystarczą silikonowe foremki i zwykła kasza manna zamienia się w biedronkę czy motyla!
Doktor MamaDoktor Mama


 

 

Zabawa w jedzenie

Wspólne zabawy, gry, malowanie, piosenki, wierszyki w czasie których dziecko uczy się o bogactwie i różnorodności produktów spożywczych, ich walorach to świetna metoda wczesnej edukacji żywieniowej. Są już nawet aplikacje i gry dla dzieci, w których uczą się odróżniać dobre, zdrowe produkty od tych paskudnych.

Zaangażuj dziecko w przygotowanie posiłków

Źródło
Posiłek, który pomagało się przygotować smakuje zupełnie inaczej. Jest doprawiony szczyptą dumy, odrobiną radości ze wspólnie spędzonego czasu z opiekunem, oraz poczuciem odpowiedzialności za tak ważną rzecz, jak przyrządzenie posiłku dla rodziny.

Razem smakuje lepiej

Nie da się przecenić wspólnie spożywanych posiłków. Miłość, to najlepsza przyprawa :) W dzisiejszych czasach niestety często jest to wykonalne jedynie podczas kolacji. W tygodniu dobre i to, natomiast kiedy tylko się da, celebrujcie wspólne, rodzinne posiłki.
Ktoś bardzo mądry kiedyś powiedział mi, że stół powinien być najważniejszym meblem w domu. Coś w tym jest...



Jestem ciekawa jak u Was wyglądało wprowadzanie nowych produktów do diety i przekonywanie dziecka do nowych smaków. Może macie swoje sposoby na niejadki? Czekam na Wasze komentarze! :)

8 komentarzy:

  1. U nas dobrym sposobem na wprowadzenie nowych owoców były mleczne koktajlne (w naszej wersji zwane zupkami owocowymi i jedzone łyżeczką z miseczki). W tym roku Michasia już zjada wszystkie wiosenno/letnie owoce w formie niezmiksowanej.
    A zjedzenie kanapki z sałatą (po dwóch latach konsekwentnego zdejmowania jej z kanapki) stało się wręcz momentem symbolicznym przejścia ze żłobiaczka do przedszkolaka. Potwierdzam, cierpliwość czasami:) zostaje wynagrodzona.
    I strasznie mnie drażni określenie "niejadki". Większośc niejadków to normalne dzieci, które po prostu nie spełniają wyimaginowanych oczekiwań rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100% z ostatnim zdaniem! :) A sałaty gratulujemy, my nadal uparcie co jakiś czas ją podsuwamy, a dziewczynki nadal uparcie nią wówczas plują ;)

      Usuń
  2. Świetny post :) to prawda, że smaków "uczymy" się jako dzieci. A nawyki zostają na całe życie. I te dobre i te złe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy starszej córce nigdy nie było problemów z jedzeniem, za to młodsza mniej je i często zostawia na talerzu większość obiadu. Czasem po obiedzie dziewczynki dostają deser - nagrodę. Silną motywacją do zjedzenia całej porcji bez wybrzydzania jest fakt, że starsza siostra dostała już deser, a do osiągnięcia jego wystarczy ładnie zjeść obiad ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Potwierdzam - trzeba zapoznawać jak najszybciej z nowymi smakami. Dodatkowo, dopisałabym unikanie słodkości, kiedy dziecko uczy się smaków. Czyli jeśli jogurt, to zwykły, naturalny. A nie żadne misiowe jogurciki, danonki czy inne cuda. Żywność dedykowana dla dzieci jest potwornie przesłodzona i dzieci karmione tylko tym po prostu odrzucają wszystko, co nie jest słodkie. Jestem za tym, żeby dzieci od razu zapoznawać z "dorosłymi" smakami - tymi zdrowymi oczywiście, czyli ryby, warzywa, kasze, zioła - a niekoniecznie ze schabowym z toną syntetycznej panierki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Deser jako nagroda - to zawsze działa. Jednak sama podchodzę bardzo ostrożnie do tego tematu i unikam tej metody. Ważne dla mnie jest by dziecko jadło bo jest głodne i słuchało " swojego brzuszka" co do określenia ilości jedzenia potrzebnego do zaspokojenia głodu. Wizja nagrody z reguły zagłusza te sygnały i bardzo przyspiesza proces jedzenia. Jako dietetyk zajmujący się "niejadkami" wielokrotnie zauważyłam że ( jak ktoś już o tym wspomniał) dzieci są niejadkami - bo nie jedzą zgodnie z oczekiwaniami rodziców. Rodzice przy tym popełniają wiele kardynalnych błędów z których podstawowym ( o czym wspomina Doktor Mama)są słodkie soki podawane w sposób ciągły pomiędzy posiłkami. http://www.jedzeniejakleczenie.blogspot.com/2014/02/tadek-niejadek-zalecenia-zywieniowe-dla.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się "słuchanie brzuszka", od dziś sformułowanie to zagości w naszych rozmowach przy stole ;) Dziękuję za cenny wpis!

      Usuń